Przyznam się, że przez lata słysząc hasło "na Emilii Plater" miałam przed oczami okolice Złotych Tarasów, Pałacu Kultury oraz hotelu Mariott. Ścisłe centrum Warszawy rozrywkowo-biznesowo-handlowe.
Wiedziałam, że Emilia Plater ciągnie się gdzieś dalej za kościół Piotra i Pawła, ale dopiero 3 lata temu tam zaszłam. Przedziwne i jak dla mnie lekki powód do wstydu, niemniej po tym co tam zobaczyłam postanowiłam kiedyś wrócić z aparatem i pokazać to cudo.
A cudem jest kawałek Śródmieścia, tak bliski "europejskiej" i reprezentacyjnej części stolicy, który żywcem wyjęty z czasów okupacji tylko troszeczkę przypudrowany współczesnymi tabliczkami ulic i reklamami usług dumnie prezentuje Warszawę sprzed lat. Co więcej: właśnie tego roku, kiedy ja tam postawiłam stopę po raz pierwszy, na jednej z fasad kamienic od ulicy odnaleziono napis "Polska Żyje" datowany na 1944 rok. Potwierdziło to również, że duchy Warszawy wracają w najmniej oczekiwanym momencie i zaskoczyć mogą niejednego. Te kamienice żyją wydarzeniami tamtych lat. Wiele okaleczonych, rozstrzelanych i częściowo bombardowanych domów czeka na pomoc. Nie burzmy ich, nie równajmy z ziemią. Mogą nam jeszcze tyle opowiedzieć. Emilia Plater opowiada nam dzisiaj kawał historii.
Więc zacznijmy od początku. Koniec wieku dziewiętnastego. Powstaje ulica o nazwie Leopoldyna, na cześć żony ówczesnego prezydenta miasta. By móc ją poprowadzić w linii prostej od Alei Jerozolimskich do Koszykowej trzeba "przesunąć" stary parafialny cmentarz Świętokrzyski. Krótko mówiąc: ulica poprowadzona jest na nim. Ulice na cmentarzach? Nie powinno to dziwić żadnego warszawiaka. Całe miasto leży na zmarłych, więc ulica poprowadzona przez część niekropolii to w obliczu chowanych w podwórzach i zakopywanych pod murami naprawdę niewiele. Ulica niezbyt długa, o niskiej, malowniczej zabudowie w 1916 roku dostaje nowego patrona, a jest nią właśnie Emilia Plater.
W 1939 roku zniszczono jedynie niewielką część ulicy. Większość budynków przetrwała bombardowania września 39. Walki powstańcze 1944 roku Emilia również zniosła godnie i o dziwo ominęły ją niszczycielskie bomby. To właśnie wtedy na murze kamienicy przy numerze 7 ktoś namalował czarną farbą napis "Polska Żyje". Zgodnie z artykułem z Życia Warszawy z 7 lutego 2010 roku i wypowiedzią historyka z Zespołu Opiekunów Kulturowego Dziedzictwa Warszawy można przypuszczać, że ktoś próbował usunąć napis zaprawą murarską. Podejrzewa się właściciela budynku, który w obawie przez Niemcami nie chciał indentyfikować kamienicy z żadną ideologią. Kamienica przetrwała, napis przez 66 lat pozostał w ukryciu. Obok napisu, w fasadzie budynku odnaleźć można również odłamki pocisków. Bezcenna pamiątka, a skoro kamienica nalezy do miasta: już w 2010 roku padła deklaracja, że się ten napis odrestauruje. Ja tam byłam dzisiaj. Trzy lata po tym zapewnieniu i nie wiedziałam gdzie napisu szukać. Niczego nie odnowili. Dopiero w domu, przeglądają klatka po klatce fotografie i porównując je z artykułem w Życiu Warszawy znalazłam to miejsce. Nawet nie wiedziałam, że sfotografowałam coś tak unikatowego. No cóż. Obiecanki cacanki. Ważne są inne rzeczy.
Kamienice dookoła numeru 7, tylko idąc po niepatrzystych numerach to cud miód dla historyka, varsavianisty albo przewodnika amatora. Wejście na niemal każde podwórze jest otwarte. Budynki urzekają czerwoną cegłą. Kapliczki i rzeźby Chrystusa mieszają się z nowoczesnymi napisami reklamującymi studio fryzur i serwis RTV. Klatki schodowe w studniach są spiralne. Schody drewniane, poręcze mosiężne. Okna.. ptaki na poddaszu i ludzie, którzy dziwią się mojemu zachwytowi. Jakiś pan Józef z kamienicy przy numerze 15 mówi, że on tu mieszka od urodzenia. Mieszka z matką. Matka przeżyła wojnę, ale dzisiaj walczy z wilgocią i grzybem na ścianach. Mieszkają 30 metrów od ambasady Maroka i nie mają centralnego ogrzewania. Sporo ludzi tutaj pije i czuję się jakby mieszkali na dalekiej czynszowej Pradze albo Kamionku. Ale tam jest inne życie. Z dala od świata ludzie żyją własnym rytmem i piją własnym rytmem. Kłócą się, biją, płodzą dzieci i pobierają zasiłki w swoim własnym małym świecie. Na Emilii Plater świat dotarł już dawno, albo wręcz nigdy nie odszedł. Do Pałacu Kultury można przejść na piechotę w kilka minut. Nie da się oszukiwać, że nikt o tych ludziach nie wie, bo to jest serce Warszawy i jej centrum. Tylko ci ludzie nigdy nie byli w centrum zainteresowania władz miasta. Pewnie podobnie jak w przypadku napisu z okupacji - obiecywali. Polska Żyje na Emilii Plater. W tych ludziach i domach i niech żyje wiecznie.
Wszystkie zdjęcia poniżej zostały zrobione wyłącznie po numeracji nieparzystej.
Powyżej, pomiędzy dwoma oknami od lewej da się zauważyć napis "Polska Żyje"
Kamienica po lewej to numer 7. Następna kamienica w wewnętrznym podwórzu naprawdopodoniej przeznaczona jest do wyburzenia.
Emilii Plater 9/11 i wewnętrzna kamieniczka przeznaczona na usługi. Jeszcze "świadoma".
Ponownie kamienica między 7 a 9 tym razem z bliska. Okna już pozabijane deskami. Oby dało się coś jeszcze zrobić.
Przybudówka, tak zwane pomieszczenie gospodarcze i RTV przy numerze 9/11
Ponownie 9/11
A to już widok z ostatniego podwórza przy Emilii Plater 15. Podwórze przechodzi jedno w drugie, a jest ich trzy. Ostatnie oddzielone jest bramą od ogrodów z tyłu kamienic. Bajka.
Po lewej: klatka schodowa z pierwszego podwórza przy numerze 15. Po prawej klatka schodowa z drugiego podwórza. Obie mają charakterystyczne spiralne kształty. W pierwszej jest okno na dachu i brak oświetlenia na piętrach. Druga odwrotnie. Okno zabudowane i elektryczność. Coś za coś :)
Ambasada Maroka w willi Okoniewskiego (Emilii Plater 17). Pragnę zauważyć, że w fasadzie budynku znajduje się figurka Matki Boskiej, co jak na wyznanie panujące w Maroku jest cudownym przykładem ekumenizmu.
Widok na willę Okoniewskiego wraz z okolicznymi zabudowaniami i latarniami. Kawałek przedwojennej Warszawy w środku miasta.
Ha - byłem i potwierdzam - jedna z ostatnich oaz architektury śródmiejskiej. A że przy okazji moje strony rodzinne, to sentyment tym większy.
OdpowiedzUsuńa dla mnie Emilii Plater to własnie bardziej ta strona, za kościołem :)
OdpowiedzUsuńWidzę, że odwiedzamy podobne miejsca. Bardzo ciekawy blog, będę odwiedzał:)
OdpowiedzUsuńO, gazownia śliczna. A na drugim blogu -> Wola.. kocham Wolę <3
UsuńSzkoda, że dopiero teraz zauważyłem ten wpis, a jeszcze większa - że z tobą nie poszedłem zwiedzać. Przy Emilii Plater 12 przez całą wojnę mój cioteczny dziadek prowadził warsztat samochodowy...
OdpowiedzUsuń