(powyżej: zdjęcie kościoła św. Wawrzyńca jesienią 1939 roku oraz dwa następnie: kościół obecnie)
Na trakcie kościołów od Wojciecha do Fortu Wola jest niewiele ponad kilometr drogi, a cztery kościoły i cztery cmentarze. Chociaż najmłodsza świątynia pochodzi grubo sprzed 1944 roku, to Wolska od skrzyżowania z Sokołowską do skrzyżowania z Redutową sama w sobie jest cmentarzem. Pierwsze dni Powstania Wola przeżywała podobnie jak inne dzielnice z wielką euforią. Piątego dnia rozpoczęła się rzeź. To poruszane było już wielokrotnie na tym blogu, niemniej historia jednego kościoła wygląda na tle tej historii miasta bardzo wyjątkowo.
(powyżej: jedno z pierwszych zdjęć kościoła przy Reducie 56 datowane na 1832 rok)
Zacznijmy jednak od początku. Kościół pw. Świętego Wawrzyńca powstał w 1810 roku na Reducie Wolskiej czyli jak na warszawskie warunki dość cichym miejscu. Od 1934 roku przez prawie 80 lat miał niewinny "romans" z prawosławiem i służył jako cerkiew Włodzimierskiej Ikony Matki Bożej. Wraz z wybuchem I wojny światowej kościół powrócił na łono rzymskiego katolicyzmu, architektura kościoła zmieniała się przez lata i wzbogacana przez style, przeróżne kultury oraz darczyńców przetrwała bliżej niezmieniona do wybuchu II wojny światowej. Pierwsze lata okupacji obeszły się z tym miejscem wyjątkowo łagodnie. Dopiero wybuch powstania zmienił życie ludzi, a także życie wielu budynków na zawsze. Kiedy 5 sierpnia doszło do Rzezi Woli, miejscowa ludność chroniła się w świątyniach wolskich sądząc, że kościoły jako azyle będą jedynym pewnym miejscem, a Niemcy nie pogwałcą prawa kościelnego i nie tkną niewinnych ludzi. Oczywiście mylili się. Począwszy od kościoła św. Stanisława Męczennika, przez Świętego Wojciecha i Cerkiew na Woli oddziały Reinefartha mordowały ludzność nie bacząc na wiek i płeć. Palili żywcem ludzi w domach, a kościoły nie były dla nich żadną świętością. W filmie "12 TON" znaleźć można świadectwo starszych Warszawiaków, którzy w pierwszych dniach Powstania jako dzieci z rodzinami ukrywali się podziemiach kościoła św. Wawrzyńca. Niemcy znaleźli rodziny i część zastrzelili na miejscu, resztę zagonili na Redutę 56 kilkadziesiąt metrów dalej i zamordowali niemal wszystkich. "Niemal" bo zdarzyło się, że ktoś ocalał lub zbiegł. Zamiarem oddziału Heinza Reinefartha nie było oszczędzić nikogo. Do dzisiaj znajdują się w ziemi. Zbiorowa mogiła znajduje się na nasypie przy kościele.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgYV-NnX4RbQ8DIwfgqgC0E4vi7PWOeTU6Y8JY_e3WVXRbuKT5LfFfyHdx2cgzSB-2s6QfWRxJCuAuBw_nSd-TEpkyR-8MBIXPihHTLJXQlaz6zqjeA0C083X0ev_orA4r8MWHp6nxM9CGJ/s280/4wyposazenie.jpg)
(powyżej: pomnik upamiętniający lotników RAF nieopodal kościoła św. Wawrzyńca, niedaleko trakcji tramwajowej linii 8, 10, 26, 27)
Powstanie Warszawskie trwało kilkanaście dni, kiedy zrozumiano, że powstańcom brakuje wszystkiego. Nie ma broni, leków i jedzenia i Warszawa wykrwawia się za szybko. Giną niewinni, a żołnierze nie mogą im pomóc. Sami giną setkami i nie maja czym walczyć. Potrzebna jest pomoc i to jak najprędzej. Pomoc rusza 14 sierpnia z Wielkiej Brytanii. "Angielskie ptaki" jak mówią o nich Warszawiacy nadlatują nad Warszawę i zrzucają zaopatrzenie. Część trafia w ręce Niemców, ale to i tak nieocenione dary dla głodnej i rannej stolicy. 148 Dywizjon i wszystkie załogi bombowców 13 sierpnia dostają opracowaną dla RAF mapę Warszawy. Wielu pilotów nigdy nie zapuszczało się w ten rejon Europy, nie mają pojęcia po co lecą nad Polskę. Dowództwo zakłada, że poleci wyprawa złożona z 60 samolotów. Każdy załadowany dwunastoma woododpornymi ładunkami złożonymi ze stenów, karabinów i amunicji. Każdy ładunek ważył 160 kilo, a, że było ich 12 można łatwo obliczyć, że Hallifaxy wyruszały nad Warszawę obładowane prawie dwiema tonami. Wystartowały o godzinie 19:38, lecą około 100 stóp nad ziemią. Krótko po 23:00 godzinie czasu CET znajdują się niedaleko Warszawy. Widzą łuny płonącego miasta. O godzinie 00:48 zasobniki z bronią i amunicją zostały zrzucone. Dziesięć minut później 15 sierpnia 1944 roku bombowiec Hallifax JN 926 zostaje zestrzelony przez niemieckie wojsko spada w okolicach Reduty 56, konkretnie na ulicę Wolską, 75 metrów od kościoła św. Wawrzyńca.
Trzech lotników przeżyło upadek. P/O Maurice Casey, Sgt Richard Samway, sgt Kenneth Bedford zostali wzięci do niewoli. Czterech innych sierżantów: Peter Roots, Ronald Hartog, Thomas Law i Robert Darling zginęli na miejscu. Pochwani zostali w miejscu, w którym zginęli. Dwa lata później ich ciała zostały ekshumowane i przeniesione na Brytyjski Cmentarz Wojenny w Krakowie.
Był to pierwszy przypadek zestrzelenia angielskiej załogi bombowca, ale nie jedyny. Pomników upamiętniających zestrzelonych lotników jest w Warszawie więcej, ta konkretna znajduje się tak blisko kościoła św. Wawrzyńca, że nieco bujniejsza wyobraźnia pozwala na stwierdzenie, że on to wszystko "widział". Powstanie i śmierć Polaków i Anglików. Niemców, bataliony ukraińskie i przypadkowych ludzi. Sam także ucierpiał. Po wojnie odrestaurowano zniszczone części świątyni i plebanii. Dzisiaj to cichy, niemy świadek, niewielki kościółek i niewielka parafia z zaledwie dziewięciuset kilkunastoma osobami. I tyle cmentarzy dookoła.
Powstanie Warszawskie trwało kilkanaście dni, kiedy zrozumiano, że powstańcom brakuje wszystkiego. Nie ma broni, leków i jedzenia i Warszawa wykrwawia się za szybko. Giną niewinni, a żołnierze nie mogą im pomóc. Sami giną setkami i nie maja czym walczyć. Potrzebna jest pomoc i to jak najprędzej. Pomoc rusza 14 sierpnia z Wielkiej Brytanii. "Angielskie ptaki" jak mówią o nich Warszawiacy nadlatują nad Warszawę i zrzucają zaopatrzenie. Część trafia w ręce Niemców, ale to i tak nieocenione dary dla głodnej i rannej stolicy. 148 Dywizjon i wszystkie załogi bombowców 13 sierpnia dostają opracowaną dla RAF mapę Warszawy. Wielu pilotów nigdy nie zapuszczało się w ten rejon Europy, nie mają pojęcia po co lecą nad Polskę. Dowództwo zakłada, że poleci wyprawa złożona z 60 samolotów. Każdy załadowany dwunastoma woododpornymi ładunkami złożonymi ze stenów, karabinów i amunicji. Każdy ładunek ważył 160 kilo, a, że było ich 12 można łatwo obliczyć, że Hallifaxy wyruszały nad Warszawę obładowane prawie dwiema tonami. Wystartowały o godzinie 19:38, lecą około 100 stóp nad ziemią. Krótko po 23:00 godzinie czasu CET znajdują się niedaleko Warszawy. Widzą łuny płonącego miasta. O godzinie 00:48 zasobniki z bronią i amunicją zostały zrzucone. Dziesięć minut później 15 sierpnia 1944 roku bombowiec Hallifax JN 926 zostaje zestrzelony przez niemieckie wojsko spada w okolicach Reduty 56, konkretnie na ulicę Wolską, 75 metrów od kościoła św. Wawrzyńca.
Trzech lotników przeżyło upadek. P/O Maurice Casey, Sgt Richard Samway, sgt Kenneth Bedford zostali wzięci do niewoli. Czterech innych sierżantów: Peter Roots, Ronald Hartog, Thomas Law i Robert Darling zginęli na miejscu. Pochwani zostali w miejscu, w którym zginęli. Dwa lata później ich ciała zostały ekshumowane i przeniesione na Brytyjski Cmentarz Wojenny w Krakowie.
Był to pierwszy przypadek zestrzelenia angielskiej załogi bombowca, ale nie jedyny. Pomników upamiętniających zestrzelonych lotników jest w Warszawie więcej, ta konkretna znajduje się tak blisko kościoła św. Wawrzyńca, że nieco bujniejsza wyobraźnia pozwala na stwierdzenie, że on to wszystko "widział". Powstanie i śmierć Polaków i Anglików. Niemców, bataliony ukraińskie i przypadkowych ludzi. Sam także ucierpiał. Po wojnie odrestaurowano zniszczone części świątyni i plebanii. Dzisiaj to cichy, niemy świadek, niewielki kościółek i niewielka parafia z zaledwie dziewięciuset kilkunastoma osobami. I tyle cmentarzy dookoła.
Poruszający post, jak cała powstańcza historia Woli.
OdpowiedzUsuńMam tylko pytanie techniczne, jako że moje oczy już nie te - dałoby się większy tekst zrobić w przyszłości?
Dzięki!
oczywiście. Bardziej czarny chyba też się da :}
Usuń