Kontynuując eksplorację Starego Mokotowa, wczoraj wzbogacona o nieocenionego przewodnika - stanęłam oko w oko z tym.
Mamy rok 1942. Okupacja trwa. Harcerskie organizacyje nie próżnują. Akcje Mały Sabotaż są dla ludności cywilnej propagandą spod znaku "jeszcze Polska nie zginęła". Każdy rysunek przeciw niemieckiemu oprawcy może kosztować życie. Każdy akt oporu, nawet namalowany pośpiesznie, na fasadzie kamienicy to skarb. Ludzie ich wypatrują, Niemcy je niszczą. Zdawałoby się - zabawa. Nie.
Nie raz słuchałam opowieści o martwych dzieciach leżących pod murami, na których nie dokończono napisu. Niemcy nie mieli skrupułów. Nawet przed Powstaniem, błędnie pojmowanym jako punkt graniczny między humanitarnym traktowaniem warszawiaków, a rzezią. To miasto nie spało spokojnie ani jednej nocy.
Harcerz z grupy Małego Sabotażu "WAWER" wiosną 71 lat temu namalował swastykę na szubienicy.
Przetrwała wojnę i komunizm. Wraz z minimum czterema innymi oryginałami z tamtych lat na murach Warszawy, tworzy zbiór bezcenny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz