Kiedy trafiłam na Łączkę był 6 sierpnia godzina 7:30 rano. Dwadzieścia osób rozbitych na dwa obozy korzystało z uroków wczesnego poranka, by w sierpniowym chłodzie rozpocząć nowy dzień pracy. Dwóch mężczyzn i jedna kobieta pod namiotem. Na stołach porozkładane były ludzkie szkielety, a tuż obok niewielki barak. Kilkanaście innych osób stało wówczas po pas w ziemi przy samym pomniku. Jeden człowiek biegał między tymi nierównymi grupami co chwilę zaglądając do jednej i drugiej. Podszedł do mnie, przedstawił się i przyjął do reszty. W ciągu kilku godzin anonimowa grupa ludzi stała się dla mnie bliższa niż podejrzewałam, a w ciągu następnych kilku dni - kimś bliższym niż niejedni wieloletni znajomi.
Do grupy ekshumacyjnej Instytutu Pamięci Narodowej dołączyłam tego dnia i nie opuściłam ich już do samego końca, do 25 sierpnia 2012 roku. Trójka spod namiotu to lekarz, genetyk i antropolog z zakładu medycyny sądowej we Wrocławiu i Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego w Szczecinie. Grupa "z ziemi" to archeolodzy z Uniwersytetu Wrocławskiego, a człowiek doglądający obie grupy to dr Krzysztof Szwagrzyk czyli ktoś, bez kogo to wszystko by się nie wydarzyło. Byli również wolontariusze. Codziennie dochodzili nowi, czasami znikali na zawsze, czasami pojawiali się na ile czas pozwolił, nawet przed pracą. Nawet od 7:00 rano. Pracowaliśmy w miejscu, o którym nikt z naszych rodziców nie uczył się w szkole. My również nie uczyliśmy się o nim w szkołach, nawet po odzyskaniu niepodległości. O Łączce wiedzieli głównie ci, których bliskich zamordowali stalinowscy oprawcy, ale nigdy nie była oczywistym miejscem pochówku. Kwatera "Ł" na warszawskich Powązkach Wojskowych była miejscem nadziei. Może tu..
Bo grzebali bez imion. Pomnik istnieje dopiero od 94 roku. Nazwiska zaczerpnięte z ewidencji zamordowanych, ale nie pochowanych, bo tych nikt nigdy nie prowadził. Łączka do sierpnia 2012 roku była miejscem domniemanych grobów. Dzisiaj wiemy, że jest miejscem faktycznych grobów. Tak licznych, że nikt by nie przepuszczał, nim to zobaczył na własne oczy.
Ofiarami stalinowskich represji byli głównie polscy członkowie podziemia niepodległościowego. Głównie AK, NSZ, WiN oraz wielu innych. Byli też niemieccy zbrodniarze. Wszyscy oskarżeni w mordach sądowych z tego samego paragrafu. Wszyscy - winni i niewinni - brali udział w tej samej farsie. Zamordowani najcześciej strzałem w tył głowy, niekiedy zakatowani na śmierć lub powieszeni jak gen. Fieldorf Nil - chowani do bezimiennych grobów. Wrzucani jak zwierzęta. Niekiedy po ośmiu w jednej jamie, czasami w pozycjach tak nieanatomicznych.. dopychani butami. Upokarzani nawet po śmierci.
Do pracy w takim miejscu nie jest się łatwo przyzwyczaić, ale nie jest to niemożliwe. Po jakimś czasie człowiek uczy się ignorować klaustrofobiczne warunki przy wykopach, brud, zapachy i nawet może zjeść śniadanie otoczony zwłokami. Uczy się także cieszyć z najmniejszych rzeczy jakimi są znalezienie guzika przy mudurze, grzebienia, butów. Jak dziecko cieszy się ze odnalezienia rzeczy osobistych przy ciele zamordowanego żołnierza. Medalika z Matką Boską, krzyża zaszytego w kieszeni albo fajki. Ludzie, którzy przychodzili na to miejsce w nadziei na znalezienie bliskich.. Tego się nie da opowiedzieć. Ludzie starzy. Rodzeństwo, małżonkowie, dzieci i wnuki. W końcu im wolno tam przyjść i powiedzieć "szukam ojca". W końcu im wolno czegoś żądać i o coś prosić.
Przynosili ciasta, wędliny, kwiaty w podzięce za możliwość pobraniach ich materiału genetycznego. Przynosili zdjęcia, listy, grypsy. Płakali. My płakaliśmy nie raz wraz z nimi.
Zaglądali księża, młodzi ludzie, starzy ludzie. Czasami przypadkiem, czasami wracali tylko po to, by zapytać czy czegoś nam nie trzeba. Dni upływały, a ciał przybywało. Gdy zamknięto pierwszy etap prac na Łączce, a my zamknęliśmy ostatnią trumienkę - doliczono się 109 ciał. Drugie tyle czeka w ziemi pod chodnikami i alejkami. W kwietniu zaczynami następny etap.
W grudniu udało się ogłosić pierwsze wyniki identyfikacji ciał odnalezionych. Porucznik Edmund Bukowski ps. Edmund, kapitan Stanisław Łukasik ps. Ryś, oraz chemik Eugeniusz Smoliński ps. "Kazimierz Staniszewski" (troje z górnego rzędu). Po raz pierwszy bezimienne szkielety otrzymały twarz. Dzisiaj wiemy kim byli, gdzie walczyli, kiedy zostali zamordowani. Znamy ich dzieci, znamy ich tożsamość. Przemówili pierwsi. 20 lutego 2013 roku przemówili kolejni. Ostatni komendant NSZ podpułkownik Stanisław Kasznica, Stanisław Abramowski ps. Bury, Bolesław Budelewski ps. Pług oraz porucznik Tadeusz Pelak ps. Junak (dolny rząd).
Wszyscy zamordowani na ulicy Rakowieckiej w więzieniu Mokotowskim między 1948 a 50 rokiem. Niektórzy pochowani w mudnurach Wermachtu dla jeszcze większego zbezczeszczenia ich honoru i pamięci. Powróci ich więcej. Prace trwają i nie ustaną. To już się zaczęło. Przywracanie imion i nazwisk tym, którzy zostali skazani na zapomnienie potrwa pewnie długo, ale nikt już tego nie zatrzyma. Stojąc w tej ziemi albo mając w dłoniach czyjąś czaszkę.. wiedząc co się tu zdarzyło niektórzy łapią się na tym, że nie istnieje inne miejsce na świecie, w którym pragnęliby być bardziej niż właśnie w tej ziemi. Tych ludzi przybywa. Pokolenie wnunków się budzi. My mamy młodość, energię i wolę, by zamykać historię tak długo nie dotykaną przez polskie władze.
Do grupy ekshumacyjnej Instytutu Pamięci Narodowej dołączyłam tego dnia i nie opuściłam ich już do samego końca, do 25 sierpnia 2012 roku. Trójka spod namiotu to lekarz, genetyk i antropolog z zakładu medycyny sądowej we Wrocławiu i Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego w Szczecinie. Grupa "z ziemi" to archeolodzy z Uniwersytetu Wrocławskiego, a człowiek doglądający obie grupy to dr Krzysztof Szwagrzyk czyli ktoś, bez kogo to wszystko by się nie wydarzyło. Byli również wolontariusze. Codziennie dochodzili nowi, czasami znikali na zawsze, czasami pojawiali się na ile czas pozwolił, nawet przed pracą. Nawet od 7:00 rano. Pracowaliśmy w miejscu, o którym nikt z naszych rodziców nie uczył się w szkole. My również nie uczyliśmy się o nim w szkołach, nawet po odzyskaniu niepodległości. O Łączce wiedzieli głównie ci, których bliskich zamordowali stalinowscy oprawcy, ale nigdy nie była oczywistym miejscem pochówku. Kwatera "Ł" na warszawskich Powązkach Wojskowych była miejscem nadziei. Może tu..
Bo grzebali bez imion. Pomnik istnieje dopiero od 94 roku. Nazwiska zaczerpnięte z ewidencji zamordowanych, ale nie pochowanych, bo tych nikt nigdy nie prowadził. Łączka do sierpnia 2012 roku była miejscem domniemanych grobów. Dzisiaj wiemy, że jest miejscem faktycznych grobów. Tak licznych, że nikt by nie przepuszczał, nim to zobaczył na własne oczy.
Ofiarami stalinowskich represji byli głównie polscy członkowie podziemia niepodległościowego. Głównie AK, NSZ, WiN oraz wielu innych. Byli też niemieccy zbrodniarze. Wszyscy oskarżeni w mordach sądowych z tego samego paragrafu. Wszyscy - winni i niewinni - brali udział w tej samej farsie. Zamordowani najcześciej strzałem w tył głowy, niekiedy zakatowani na śmierć lub powieszeni jak gen. Fieldorf Nil - chowani do bezimiennych grobów. Wrzucani jak zwierzęta. Niekiedy po ośmiu w jednej jamie, czasami w pozycjach tak nieanatomicznych.. dopychani butami. Upokarzani nawet po śmierci.
Do pracy w takim miejscu nie jest się łatwo przyzwyczaić, ale nie jest to niemożliwe. Po jakimś czasie człowiek uczy się ignorować klaustrofobiczne warunki przy wykopach, brud, zapachy i nawet może zjeść śniadanie otoczony zwłokami. Uczy się także cieszyć z najmniejszych rzeczy jakimi są znalezienie guzika przy mudurze, grzebienia, butów. Jak dziecko cieszy się ze odnalezienia rzeczy osobistych przy ciele zamordowanego żołnierza. Medalika z Matką Boską, krzyża zaszytego w kieszeni albo fajki. Ludzie, którzy przychodzili na to miejsce w nadziei na znalezienie bliskich.. Tego się nie da opowiedzieć. Ludzie starzy. Rodzeństwo, małżonkowie, dzieci i wnuki. W końcu im wolno tam przyjść i powiedzieć "szukam ojca". W końcu im wolno czegoś żądać i o coś prosić.
Przynosili ciasta, wędliny, kwiaty w podzięce za możliwość pobraniach ich materiału genetycznego. Przynosili zdjęcia, listy, grypsy. Płakali. My płakaliśmy nie raz wraz z nimi.
Zaglądali księża, młodzi ludzie, starzy ludzie. Czasami przypadkiem, czasami wracali tylko po to, by zapytać czy czegoś nam nie trzeba. Dni upływały, a ciał przybywało. Gdy zamknięto pierwszy etap prac na Łączce, a my zamknęliśmy ostatnią trumienkę - doliczono się 109 ciał. Drugie tyle czeka w ziemi pod chodnikami i alejkami. W kwietniu zaczynami następny etap.
W grudniu udało się ogłosić pierwsze wyniki identyfikacji ciał odnalezionych. Porucznik Edmund Bukowski ps. Edmund, kapitan Stanisław Łukasik ps. Ryś, oraz chemik Eugeniusz Smoliński ps. "Kazimierz Staniszewski" (troje z górnego rzędu). Po raz pierwszy bezimienne szkielety otrzymały twarz. Dzisiaj wiemy kim byli, gdzie walczyli, kiedy zostali zamordowani. Znamy ich dzieci, znamy ich tożsamość. Przemówili pierwsi. 20 lutego 2013 roku przemówili kolejni. Ostatni komendant NSZ podpułkownik Stanisław Kasznica, Stanisław Abramowski ps. Bury, Bolesław Budelewski ps. Pług oraz porucznik Tadeusz Pelak ps. Junak (dolny rząd).
Wszyscy zamordowani na ulicy Rakowieckiej w więzieniu Mokotowskim między 1948 a 50 rokiem. Niektórzy pochowani w mudnurach Wermachtu dla jeszcze większego zbezczeszczenia ich honoru i pamięci. Powróci ich więcej. Prace trwają i nie ustaną. To już się zaczęło. Przywracanie imion i nazwisk tym, którzy zostali skazani na zapomnienie potrwa pewnie długo, ale nikt już tego nie zatrzyma. Stojąc w tej ziemi albo mając w dłoniach czyjąś czaszkę.. wiedząc co się tu zdarzyło niektórzy łapią się na tym, że nie istnieje inne miejsce na świecie, w którym pragnęliby być bardziej niż właśnie w tej ziemi. Tych ludzi przybywa. Pokolenie wnunków się budzi. My mamy młodość, energię i wolę, by zamykać historię tak długo nie dotykaną przez polskie władze.
Świetna inicjatywa!
OdpowiedzUsuńMyślę sobie tylko choćby o tych bezimiennych dziesiątkach tysięcy ofiar Woli, o których nikt nawet się nie upomni, bo zginęły całe pokolenia razem z krewnymi...
Ja słyszę co jakiś czas o odnajdywaniu zwłok powstańców w trakcie budowy metra. Wiesz co z tymi zwłokami robią najcześciej? W worki i na śmietnik. Nikt tego nie zgłasza, bo opóźnień mają już za dużo :(
OdpowiedzUsuńNie wiem, nie widziałem, i nie bardzo chce mi się w to wierzyć. Zwłaszcza, że budowana II linia metra tylko w małym fragmencie przebiega przez tereny walk powstańczych. W odcinku śródmiejskim to równie dobrze mogłyby być zwłoki z getta, po praskiej - żołnierzy Berlinga. Albo Niemców. Albo Rosjan. Albo przed/powojenne/śródwojenne, znaczy niekoniecznie powstańcze.
OdpowiedzUsuńNie mówię już nawet o kulturowym szacunku do zmarłych, który mamy raczej dość powszechny w narodzie, ale o tym, że to jest pospolite przestępstwo. Mam budowlańców w rodzinie, i wiem, że są czuli na takie tematy, choć nikt z nich żadnych zwłok nigdy nie wykopał, ale różne części uzbrojenia, niewybuchy owszem.
No tak. Zwłoki to zwłoki. Nim się nie zbada DNA to nie wiadomo kogo się znalazło. W każdym razie to co oni robią.. woła o pomstę do nieba.
OdpowiedzUsuńHello, alwаys i usеd to check blog posts heгe early in the morning,
OdpowiedzUsuńas i love to find out mοre anԁ more.
My hοmepage: chatroulett