Odolany to najbardziej tajemnicze osiedle w Warszawie. Mało kto zapuszcza się na tereny pomiędzy wolskim Ulrychowem i Czystem, a Ochotą i Włochami. A znajduje się tam największe osiedle na Woli. Jedno ze starszych i jedno z najbardziej niedostępnych.
Odolany nie są zamykane, ogrodzone ani specjalnie strzeżone. Dziesiątki kilometrów torowisk ze składowanymi pociągami przeplatają się ze żwirowiskiem, szuwarami i bunkrami z II wojny. Stare wiadukty, lokomotywnia Szczęśliwice, stara szubienica na Mszczonowskiej i kamieniczki z czerwonej cegły czynią Odolany idealnym miejscem dla poszukiwaczy zapomnianej Warszawy. A także dla bezdomnych, którzy w tym miejscu żyją.
Jesień w tym miejscu jest inna, niż zaledwie 3 kilometry dalej, czyli w Centrum. Jest troszkę cieplej, bardziej kolorowo. Wchodzimy na Odolany od Ordona i kierujemy się do Gniewkowskiej. A stamtąd w prawo. Stary chodnik, przez który przebijają kocie łby. Po prawej i lewej stronie krzaki. Przy jednych leży wycieraczka. Wchodzimy dalej i przechodząc przez gęste krzewy - naszym oczom ukazuje się jakby osada. Wywieszone pranie, a w czymś przypominającym bunkier siedzi człowiek. Urządził sobie w tymże bunkrze prowizoryczne mieszkanko. Nie jest nam przychylny i przegania. A my nie jesteśmy zainteresowani robieniem mu przykrości, więc cicho oddalamy się ku głównej drodze. Jest 7:30 rano.
Po przeciwnej stronie Gniewkowskiej znajdujemy bliźniaczą "osadę". Jej lokator jest bardziej zainteresowany rozmową.
- Ja taki nie przygotowany, wie pani.. Rano jest, po wodę idę.
- Pan tu mieszka? - Pytamy.
- No tu, na tej mojej działce - Wskazuje palcem na starą komórkę - Ale tu wszystko żydowskie!
- Odolany żydowskie?
- A jak!
- A szubienica to pan wie, gdzie jest?
- No tam dalej, ja państwa zaprowadzę.
I zaprowadza nas na Mszczonowską.
10 października 1941 roku Niemcy zamordowali na tej oto szubienicy kilkunastu Polaków oskarżonych o wysadzenie torów. Na Odolanach stała jeszcze jedna, ale dzisiaj już nie istnieje.
Miasto pamiętało o tym miejscu kaźni i postawiło tablicę. Kibice również pamiętali i pomalowali mur. No cóż..
Dalej Odolany witają nas osławionymi już torowiskami. Skręcamy więc w lewo i natrafiamy na pociągi Kolei Mazowieckich. Na początku zdawało nam się, że wagony są opuszczone, ale z daleka widzimy skład podstawiający się na boczny tor. I panów kolejarzy, którzy w pierwszej chwili bardzo wrogo do nas nastawieni - sądzą, że jesteśmy graficiarzami. Pokazujemy aparat i chcemy poczęstować kawą z termosu.
Oni chcą nas poczęstować wódką. Zaraz kończą nocną zmianę. Jest już ósma rano.
Proponują nam, żeby wrócić wgłąb Odolan na około, bo zaraz może nas spotkać patrol SOKistów. Oni też schodzą z nocki.
Służbę Ochrony Kolei udaje nam się wyminąć w ostatniej chwili idąc za opuszczony już hotel robotniczy przy trasie szybkiego ruchu. A stamtąd kierujemy się na Armatnią. Stary wiadukt kolei kaliskiej i kamieniczki z czerwonej cegły tworzą małą enklawę zamkniętą na skrawku osiedla. Niedaleko aleja Prymasa Tysiąclecia i szum ulicy, a na Armatniej wszystko wygląda inaczej. Tamte kamieniczki nie mają ciepłej wody, ale mają piece kaflowe. Piec kaflowy grzeje lepiej niż centralne ogrzewanie, ale trzeba iść po węgiel. A na Armatniej mieszka tak wielu starszych ludzi..
Armatnia i jej pustostany to niesamowite miejsce. Odwiedzamy jeden z nich. Nikogo już tam nie ma, ale mieszkało tam wielu bezdomnych. Co się z nimi stało? Czyżby opuszczony dom był ich rezydencją na zimę? Tam się przenoszą?
Dom może się zawalić w każdej chwili, ale nie jest zabezpieczony. Z resztą.. może to i lepiej?
Odolany bardzo lubię, a Armatnią w szczególności. Początki mojej blogarni warszawskiej, więc do tego sentymenty dochodzą.
OdpowiedzUsuńMagiczne miejsce, które odchodzi w przeszłość.
A ja ledwo 1/4 Odolan zwiedziłam. I chyba będę szła "po omacku" przed następną wycieczką, bo nie wiem gdzie skręcić i jak dojść do miejsc z warszawskich blogów. A jestem zauroczona tym miejscem bardzo :>
OdpowiedzUsuńBaaardzo specyficzne miejsce. Ale jakoś nieswojo się tam czuję, jeśli sam jestem.
OdpowiedzUsuńTo ja podziwiam każdego, kto tam poszedł sam :) Już w dwie osoby jest o niebo lepiej.
OdpowiedzUsuńNo, myśmy byli większą bandą gietewubowsko-blogowską, więc nie było źle :) Samemu bym się tam jednak nie zapuszczał, zwłaszcza w początkowe okolice (Armatnia właśnie), bo np. Przyce (które zdaje się jeszcze przed Tobą) czy okolice Potrzebnej są już zdecydowanie bardziej 'cywilizowane'. A, i na początku jest jeszcze Wschowska/Ordona - też ciekawy rejon.
OdpowiedzUsuńrejony te także spenetrowałem kilkakrotnie - po raz pierszy wreszcie z aparatem! - w sierpniu i wrześniu. sam i nie sam, również nocną porą - i nic się nie stało :-)
OdpowiedzUsuńmały odprysk tego mam w blogu ("pałacowa" kolonia domów kolejarskich).
a Armatnia jest piękna - te ogromne drzewa, które rosną wzdłuż ceglanej zabudowy...
słusznie prawi IamI, że to pewnie ostatnie lata Czystego i Odolan, jakie znamy i kochamy ;-)
Trzeba koniecznie uwieczniać i wnukom pokazać "starą Warszawę" :)
UsuńAż przeszukałem swojego bloga i znalazłem historyczne wpisy, z których dwa bezczelnie zalinkuję tutaj:
OdpowiedzUsuńOdolany
Armatnia
To ja Cię serdecznie zapraszam na ponowne eksploracje tego zakątku, bliżej wiosny :)
Usuńja byłem raz sam, raz nie sam, ale jak byłem sam, czułem się dziwacznie. I jeszcze specyficzni autochtoni... brrr.
OdpowiedzUsuńI am I - świetne!! Dotarłeś tam, gdzie mi się nie udało!
OdpowiedzUsuńMarcin.. to prawda. "Rdzenni Odolańczycy" są dziwni :)
Kolejny imponujący wpis. Czekam na kolejne z niecierpliwoscią
OdpowiedzUsuńDZIĘKUJĘ! :) i zapraszam ponownie i ponownie..
UsuńZgadzam się z przedmówcami, co do klimatu tego miejsca. Bardzo mi się podoba pierwsze zdjęcie, i jeszcze to z panami kolejarzami ;)
OdpowiedzUsuńPanowie kolejarze niezawodni ;)
UsuńByly dzis od Armantia , i dalej na tory, wysztko to samo jak byly w twoj oryginalny blog- czysty miesce, kogos dbaj o tym miesce. Jest niesamowity straszliwy miesce. Miesce gdzie musze szanuje. Steve Whittle
OdpowiedzUsuń