Sam Kirkut Praski czyli pierwszy żydowski cmentarz w Warszawie (obecnie na Targówku) to temat na zupełnie inny wpis. Po krótce możemy scharakteryzować ten wielki cmentarz jako miejsce wyjątkowe. Ufundował go niejaki Szmul Sonnenberg, królewski bankier Stanisława Augusta Poniatowskiego. Pan Szmul posiadający spore połacie ziemi na Pradze (od jego imienia nosi nazwę osiedle Szmulki) inwestował i tworzył domy dla żydowskiej biedoty. Cmentarz również miał być początkowo miejscem dla biedoty, ale kiedy Szmul i jego żona Judyta tam spoczęli, wielu żydowskich prominentów również poczęło wykupywać miejsca na tej pięciohektarowej nekropolii. Do czasów wybuchu II wojny Kirkut Praski służył głównie żydom z prawobrzeżnej Warszawy. Ci z lewobrzeżnej posiadali "swój własny" przy Okopowej.
Kiedy do Warszawy weszli Niemcy zniszczyli żydowski cmentarz na Bródnie. Wycięli zabytkowe starodrzewy z XVIII wieku, a macewy czyli żydowskie nagrobki zdewastowali i "zdesakralizowali" je poprzez wysadzanie nimi dróg. Niektóre "poszły" na lotnisko, ale nie doczytałam konkretnie na którą część i czy jeszcze się tam znajduą. Z 300 tysięcy ostało się jedynie trzy tysiące.
Gdzie możemy znaleźć inne porzucone żydowskie macewy z cmentarza? Jeśli je dobrze poszukać chcąc sobie zrobić swój warszawski wstęp do Pokłosia Pasikowskiego nie trzeba opuszczać prawego brzegu. W parku Jana Szypowskiego niedaleko Grochowskiej w okolicach Kamionka do 2007 roku pergole zrobione były z macew pochodzących z Kirkuta. Dzisiaj tylko szczątkowe pergole oraz kawałek skwerka. Reszta oddana została gminie żydowskiej.
Gdzie jeszcze? Krawężniki w warszawskim ZOO. Pięć lat temu nastąpiła cześciowa rozbiórka tychże krawężników, ale ostały się takie, na których nawet widać daty i szczątkowe napisy po hebrajsku. Kilka miesięcy temu, kiedy poziom wody w Wiśle osiągnął najniższy od lat: odsłoniły się macewy z lat 50tych, którymi umacnianio brzegi. Ekipa archeologów rozpoczęła wydobywanie ich i przekazywanie policji. Kilka już wróciło na teren cmentarza. Istnieje również jedno jedyne miejsce w którym macewy zostały porzucone i nikt się nimi nie interesuje. Najciemniej jest pod latarnią? Słusznie. Ostatnia nietknięta partia żydowskich nagrobków znajduje się tuż za murem cmentarza. Lato, wiosna, jesień, zima.. leżą tam i niszczeją. Nie zostały objęte opieką konserwatora, ale "menatalnie" znajdują się tak blisko cmentarza, że można uznać, że niemalże są już na jego terenie. Porzucone żydowskie macewy zza muru można obejrzeć, przykryte kołderką z marcowego śniegu na ostatnim zdjęciu
Przez lata wokół Kirkuta Praskiego powstawały kamieniczki mieszkalne czynszówki. Są to tajemnicze miejsca, gdyż nie znalazłam na ich temat żadnej informacji do kogo należały te przy ulicy Horodelskiej oraz jedna przy ulicy Rzeszowskiej. Są to uliczki ciche i spokojne. Położone wzdłuż muru cmentarza. Pomiędzy nimi można znaleźć także te zamieszkałe, ale niemalże w takim samym stopniu zdewastowane. Najbliższa cywilizacji, pomiędzy Horodelską a murem, niedaleko Ronda Żaba datowana jest dumnie (napis na fasadzie) na 1929 rok. Obecnie to pustostan idealny do libacji. Szkoda. To kamienica o silnej konstrukcji i pięknej cegle. Możnaby ją odrestaurować.
Następna, także przy Horodelskiej, tyle, że po drugiej stronie ulicy jest połączona z podwórzem otoczonym murem. Mur wygląda na nowy, kamienica zaś: pustostan. Nic w nim nie ma oprócz historii i wiatru.
Ostatnią możemy spotkać dochodząc do końca Horodelskiej i skręcić w prawo. Wydaje się to logiczne, bowiem w lewo jest tylko mur cmentarza. Kamieniczka jednopiętrowa, maleńka. Obecnie: pustostan. Poddasze zapadnięte. Piwnice ostały się, ale nie wchodziłabym do nich bez powiadomienia o ewentualnym zaginięciu. Ostatnie zdjęcie to już same okolice muru i zbiegu uliczek Horodelskiej i Rzeszowskiej macewy.
Kamienica z 1929 roku. Znajduje się przy Horodelskiej. Najłatwiej do niej trafimy wychodząc na przystanku Rondo Żaba i idąc za mur cmentarza. A potem w lewo i kilkaset metrów wzdłuż muru. Niesamowite wrażenie.
Horodelska. Widok na Świętego Wincentego na końcu drogi. Po lewej nie widać, ale znajduje się kamienica ze zdjęć powyżej. Cała okolica cicha i wymarła.
Poniżej i powyżej: ten sam budynek. Kamieniczka przy Rzeszowskiej. Całkowicie opuszczona, niezabezpieczona. Chętnych do dalszych dewastacji brak. Podejrzewam, że powodem może być nazwa ulicy z którą się styka od przeciwległej strony ta okolica. Ulica nosi bowiem nazwę: Cmentarna. Aż strach się bać. Zwłaszcza nocą.
Porzucone żydowskie macewy. Po lewej widać doskonale mur cmentarza, a po prawej skrzyżowanie Horodelskiej z Lidzką. Nieopodal drugie skrzyżowanie z Rzeszowską.
Witam,
OdpowiedzUsuńSzanowna autorko artykułu, celem uzupełnienia zapraszam do kontaktu mailowego, ul. Horodelska ma przebogatą i piękną historię, spróbuję Panią pokierować śladami jej najstarszych mieszkańców, aby opowiedzieli historie swoich rodzin.
kontakt: kgodziszewski1@gmail.com