11 listopada z perspektywy młodej kobiety, która uliczkami śródmiejskiej Warszawy dotarła na Plac Konstytucji.
Pytali mnie, co wezmę do samoobrony. Odpowiadałam: przyjaciół. Idziemy grupą. Ja i znajomi i nic nam się nie może stać. Idzie 11 tysięcy Polaków. Co nam mogą zrobić?
W rzeczywistości Polaków poszło blisko 20 tysięcy. Każdy miał głos i każdy, kto chciał iść w tym marszu - w tym marszu poszedł.
A było różnorodnie. Młodzi i starsi ludzie. Kobiety z dziećmi, staruszki z krzyżem, kibice Legii, Widzewa, kilku innych drużyn. Młode dziewczyny na szpilkach, niepełnosprawni na wózkach. Ludzie w glanach, w adidasach, w pantofelkach. I te flagi! Wszędzie. Rozdawali bezpłatnie mniejsze flagi i naklejki Polska Walcząca. Ludzie z Torunia namalowali barwy narodowe na twarzy, a Białystok przywdział opaski powstańcze. Czuło się tę jedność. I czuło się, że jesteśmy nie do pokonania.
Wyruszyliśmy z Placu Konstytucji punktualnie o trzeciej po południu. Dosłownie kilkanaście minut wcześniej opuściliśmy kordon policji, by przedostać się przez niego - po kawę. Nawet uśmiechaliśmy się do siebie. Nawet zapytałam głośno, po co tyle policji. Rzucili coś, że oni tu byli rok temu. Nadal nie mogłam sobie wyobrazić, co może się stać.
Kiedy organizatorzy ogłosili, że zaczynamy, z tłumu poleciały w kierunku policji pierwsze butelki. Wóz organizatorów poruszał się powoli, nawołując, by każdy za nimi poszedł. Ale oni zostali. Banda kilkudziesięciu mężczyzn została. Później dowiedziałam się, że dołączyli się po jakimś czasie inni. Bojówki lewicowe i niezaangażowani w żadną ideologię chuligani. Kiedy my przechodziliśmy koło ronda Jazdy Polskiej, tam, na placu - wrzało.
Szliśmy wszyscy razem, krzyczeliśmy tak głośno.. Krzyczeliśmy, że nie zapomnimy. Nigdy. O bohaterach, o tych co zginęli, polegli, zostali zamordowani, więzieni i męczeni. I nie zapomnimy ich katom. Faszystom i komunistom. Że jesteśmy razem i w nas jest siła. Transparenty z napisem "Lwów i Wilno - pamiętamy", "Bóg Honor Ojczyzna", "Cześć i Chwała Bohaterom" i wiele innych. W pewnym momencie ja i kilku kibiców Legii odłączyliśmy się od znajomych i znaleźliśmy się wśród emerytów idących z obrazem Chrystusa. Nie nasza bajka.. Ale śpiewaliśmy z nimi. Była jedność i tolerancja, która wielu tęczowym, lewicowym bojówkom może się wydać nie do zaakceptowania. Tolerancja, która godzi w ich światopogląd o nas. Biali młodzi mężczyźni pchali wózek z niepełnosprawnym, czarnoskórym młodym mężczyzną odzianym w szalik z napisem POLSKA. I on krzyczał "POLSKA NARODOWA!" Razem z nimi. Razem z nami! Razem z ludźmi, określanymi przez Jacka Żakowskiego nazistami.
Nigdy nie padło hasło "Polska tylko biała" ani nic nawiązującego do ideologii faszystowskiej. Śpiewaliśmy hymn i Rotę. Pod ambasadą Rosji, do której po około dwóch godzinach doszliśmy - krzyczeliśmy "chcemy prawdy o Smoleńsku". Płonęły flary. Było jasno.. Słońce już zachodziło, a na marszu było biało i czerwono. I chociaż temperatura spadła w okolice zera - było ciepło.
Dopiero na placu Na Rozdrożu wydarzyło się coś, co zaskoczyło wielu tysięcy Polaków. 30 metrów od nas zapłonął wóz transmisyjny TVN. Znajomi chwycili mnie za rękę i kazali uciekać. Baliśmy się, że wybuchnie bak z paliwem. Kibice pomagali wydostać się z tłumu młodym dziewczynom nie znającym Warszawy. Zaprowadzili je na kładkę. Inni uciekali w stronę Agrykoli. Pojawiła się policja. Dużo, dużo policji. Krzyczeli, żeby się rozejść. Puścili wodę. Starsi ludzie uciekali na oślep. Niepełnosprawny na wózku został wywieziony na trawnik, za pomnikiem Dmowskiego. My znaleźliśmy się za nieczynną fontanną. Tam zaczęły się zamieszki. My nie wiedzieliśmy co robić. Organizatorzy jeszcze krzyczeli "chodźcie dalej!" Ale już było za późno. Bandyci atakowali policję. Policja odpowiadała siłą.
Skąd oni się wzięli? Wyłuskali się z tłumu? Wrócili na plac Na Rozdrożu z placu Konstytucji? 200 osób w kominiarkach i szalikach. Z płytami chodnikowymi w rękach i butelkami. Tak nie pasujący do tych tysięcy rodaków..
Wracaliśmy na piechotę przez opustoszałą Warszawę. Słyszeliśmy rozmowy ludzi z krewnymi. Dowiedzieliśmy się, że do zamieszek dołączyły się bojówki z Niemiec. Wcześniej, te same bojówki lewicowych młodych mężczyzn, niedaleko Muzeum Narodowego atakowały samotnie idących ludzi z flagami i rodziny z dziećmi. Atakowali rekonstruktorów historycznych i przechodniów.
Żeby w tym kraju, w ten dzień Polak musiał walczyć z Niemcem?
Niczego z marszu sprzed dwóch dni - nie zapomnę. Jestem dumna, że mogłam na nim być. Razem z tyloma różnymi ludźmi, którzy potrafili iść razem i być razem. I jeśli ktoś pluje w twarz tym 20 tysiącom ludzi, nazywając ich nazistami, ksenofobami i wystarczy 200 osób z 20 tysięcznego tłumu, żeby uogólnić i obrazić wszystkich tych wspaniałych ludzi - wiem kim jest. Są środowiska, które muszą tak mówić. Nie jestem zaskoczona. Ale my nie zapomnimy. I katom sprzed lat i wam teraz - jak bardzo chcecie zakłamywać historię.
My zawsze będziemy razem. Jesteśmy Polakami.
Pytali mnie, co wezmę do samoobrony. Odpowiadałam: przyjaciół. Idziemy grupą. Ja i znajomi i nic nam się nie może stać. Idzie 11 tysięcy Polaków. Co nam mogą zrobić?
W rzeczywistości Polaków poszło blisko 20 tysięcy. Każdy miał głos i każdy, kto chciał iść w tym marszu - w tym marszu poszedł.
A było różnorodnie. Młodzi i starsi ludzie. Kobiety z dziećmi, staruszki z krzyżem, kibice Legii, Widzewa, kilku innych drużyn. Młode dziewczyny na szpilkach, niepełnosprawni na wózkach. Ludzie w glanach, w adidasach, w pantofelkach. I te flagi! Wszędzie. Rozdawali bezpłatnie mniejsze flagi i naklejki Polska Walcząca. Ludzie z Torunia namalowali barwy narodowe na twarzy, a Białystok przywdział opaski powstańcze. Czuło się tę jedność. I czuło się, że jesteśmy nie do pokonania.
Wyruszyliśmy z Placu Konstytucji punktualnie o trzeciej po południu. Dosłownie kilkanaście minut wcześniej opuściliśmy kordon policji, by przedostać się przez niego - po kawę. Nawet uśmiechaliśmy się do siebie. Nawet zapytałam głośno, po co tyle policji. Rzucili coś, że oni tu byli rok temu. Nadal nie mogłam sobie wyobrazić, co może się stać.
Kiedy organizatorzy ogłosili, że zaczynamy, z tłumu poleciały w kierunku policji pierwsze butelki. Wóz organizatorów poruszał się powoli, nawołując, by każdy za nimi poszedł. Ale oni zostali. Banda kilkudziesięciu mężczyzn została. Później dowiedziałam się, że dołączyli się po jakimś czasie inni. Bojówki lewicowe i niezaangażowani w żadną ideologię chuligani. Kiedy my przechodziliśmy koło ronda Jazdy Polskiej, tam, na placu - wrzało.
Szliśmy wszyscy razem, krzyczeliśmy tak głośno.. Krzyczeliśmy, że nie zapomnimy. Nigdy. O bohaterach, o tych co zginęli, polegli, zostali zamordowani, więzieni i męczeni. I nie zapomnimy ich katom. Faszystom i komunistom. Że jesteśmy razem i w nas jest siła. Transparenty z napisem "Lwów i Wilno - pamiętamy", "Bóg Honor Ojczyzna", "Cześć i Chwała Bohaterom" i wiele innych. W pewnym momencie ja i kilku kibiców Legii odłączyliśmy się od znajomych i znaleźliśmy się wśród emerytów idących z obrazem Chrystusa. Nie nasza bajka.. Ale śpiewaliśmy z nimi. Była jedność i tolerancja, która wielu tęczowym, lewicowym bojówkom może się wydać nie do zaakceptowania. Tolerancja, która godzi w ich światopogląd o nas. Biali młodzi mężczyźni pchali wózek z niepełnosprawnym, czarnoskórym młodym mężczyzną odzianym w szalik z napisem POLSKA. I on krzyczał "POLSKA NARODOWA!" Razem z nimi. Razem z nami! Razem z ludźmi, określanymi przez Jacka Żakowskiego nazistami.
Nigdy nie padło hasło "Polska tylko biała" ani nic nawiązującego do ideologii faszystowskiej. Śpiewaliśmy hymn i Rotę. Pod ambasadą Rosji, do której po około dwóch godzinach doszliśmy - krzyczeliśmy "chcemy prawdy o Smoleńsku". Płonęły flary. Było jasno.. Słońce już zachodziło, a na marszu było biało i czerwono. I chociaż temperatura spadła w okolice zera - było ciepło.
Dopiero na placu Na Rozdrożu wydarzyło się coś, co zaskoczyło wielu tysięcy Polaków. 30 metrów od nas zapłonął wóz transmisyjny TVN. Znajomi chwycili mnie za rękę i kazali uciekać. Baliśmy się, że wybuchnie bak z paliwem. Kibice pomagali wydostać się z tłumu młodym dziewczynom nie znającym Warszawy. Zaprowadzili je na kładkę. Inni uciekali w stronę Agrykoli. Pojawiła się policja. Dużo, dużo policji. Krzyczeli, żeby się rozejść. Puścili wodę. Starsi ludzie uciekali na oślep. Niepełnosprawny na wózku został wywieziony na trawnik, za pomnikiem Dmowskiego. My znaleźliśmy się za nieczynną fontanną. Tam zaczęły się zamieszki. My nie wiedzieliśmy co robić. Organizatorzy jeszcze krzyczeli "chodźcie dalej!" Ale już było za późno. Bandyci atakowali policję. Policja odpowiadała siłą.
Skąd oni się wzięli? Wyłuskali się z tłumu? Wrócili na plac Na Rozdrożu z placu Konstytucji? 200 osób w kominiarkach i szalikach. Z płytami chodnikowymi w rękach i butelkami. Tak nie pasujący do tych tysięcy rodaków..
Wracaliśmy na piechotę przez opustoszałą Warszawę. Słyszeliśmy rozmowy ludzi z krewnymi. Dowiedzieliśmy się, że do zamieszek dołączyły się bojówki z Niemiec. Wcześniej, te same bojówki lewicowych młodych mężczyzn, niedaleko Muzeum Narodowego atakowały samotnie idących ludzi z flagami i rodziny z dziećmi. Atakowali rekonstruktorów historycznych i przechodniów.
Żeby w tym kraju, w ten dzień Polak musiał walczyć z Niemcem?
Niczego z marszu sprzed dwóch dni - nie zapomnę. Jestem dumna, że mogłam na nim być. Razem z tyloma różnymi ludźmi, którzy potrafili iść razem i być razem. I jeśli ktoś pluje w twarz tym 20 tysiącom ludzi, nazywając ich nazistami, ksenofobami i wystarczy 200 osób z 20 tysięcznego tłumu, żeby uogólnić i obrazić wszystkich tych wspaniałych ludzi - wiem kim jest. Są środowiska, które muszą tak mówić. Nie jestem zaskoczona. Ale my nie zapomnimy. I katom sprzed lat i wam teraz - jak bardzo chcecie zakłamywać historię.
My zawsze będziemy razem. Jesteśmy Polakami.
Ciekawe, czy ktoś kiedyś zapyta o rolę mediów w kreowaniu spirali nienawiści. Normalnym ludziom chodzi o to samo, a ultrasi chętni do bicia po mordach znajdą się zawsze. Tylko dlaczego te indywidua mają przesłaniać radość ze święta?
OdpowiedzUsuńMedia są genialne. Tak stronnicze, że ja już się mogę tylko z tego śmiać.
OdpowiedzUsuńsmutne, że ludzie dobrej woli, bo, jak rozumiem, tacy są ci, którzy chcą zamanifestować swoje uczucia patriotyczne, zostają zdominowani przez bydło.
OdpowiedzUsuńz drugiej strony, nie pojmuję związku patriotyzm-piłka nożna. od imprezy z udziałem stad kiboli trzymałbym się z daleka, obojętnie jaki jest jej charakter.
Byłoby fajnie zaznaczyć, że katami byli też Polacy, mordując Niemców i Żydów i Białorusinów i Ukraińców. Nie znoszę jednostronności patriotyzmu, która stawia na piedestale legalnych morderców, jakimi są żołnierze.
OdpowiedzUsuńTen sms na drugiej fotografii jest przerażający. Nie kumam tego całego patriotyzmu...
OdpowiedzUsuńWspółczuję. Nie umiem sobie wyobrazić jak to jest "nie kumać" patriotyzmu. Ale jest nas 38 milionów. Trudno, żeby każdy był patriotą :) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńAle patriotyzm jest chyba czymś nieobowiązkowym, prawda?
OdpowiedzUsuńTo zależy jak pojmowany patriotyzm, ja sie cieszę z każdego postępu w tym zapóznionym kraju, z tego, że się buduje, że ludzie stają się bardziej otwarci i cywilizowani, że więcej turystów przyjeżdżą i że im się podoba itp, to jest miłe i chyba oznacza, że kraj ten nie jest mi obojętny. Natomiast ten narodowy patriotyzm, flaga w dłoni, epatowanie symbolami i awantury o orzełka na koszulce piłkarza – są dziwne. Poza tym ja identyfikuje się z Warszawą, lokalny patriotyzm jest mi bliższy. Natomiast gdziekolwiek nie wyjadę (w Polsce) to jest fajnie dopóki nie wspomnę, że jestem z Warszawy. Od razu się robi dziwna atmosfera i już fajny nie jestem...:)
OdpowiedzUsuńNie oceniam czy jesteś fajny, czy nie. Po dwóch komentarzach pod wpisem? Kaaaman :D Stanowczo za mało, by kogoś ocenić.
OdpowiedzUsuńLavinka.. to, co napisałaś o żołnierzach jest tak absurdalne, że nie chce mi się tego komentować :) Wesołych Świąt!
świetny blog! fajna robota, tylko tak dalej! pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNo dopsz Młoda Polko, może niech blog pomaszeruje w kierunku nowych postów? Mam nadzieję, że na tym działalność się nie zakończy, szczególnie że te wszystkie opowieści były intrygujące. Szkoda, żeby się tak nagle urwało.
OdpowiedzUsuń