30 maja 2012

RAKOWIECKA - ULICA ZBRODNI

Mamy stary Mokotów i ulicę Rakowiecką. Przed wojną nazywała się Rakowiecka, w czasie wojny nazywała się Ackerstrasse a po wojnie znów Rakowiecka. Trzeba było przywrócić stosowny adres pod stosowny numer 37. Areszt śledczy dzisiaj i areszt śledczy 60 lat temu to troszeczkę dwa różne areszty śledcze. W obecnym ilość bestialsko zamordowanych bohaterów narodowych spadła do zera.



Historia tego miejsca wygląda następująco: Więzienie wybudowały władze rosyjskie w 1902 roku. Do 1918 roku rozbudowano je doskonale, tak, że finalnie cały kompleks wyglądał jak ośrodek wypoczynkowy. Budynek socjalny, szpital, biblioteka, kompleks kuchenny, sala gimnastyczna i szkoła. Cele i karcer. I miejsce straceń. Podczas okupacji areszt służył Niemcom. Podczas gdy  2 sierpnia 1944 roku na Woli odbywała się Rzeź Woli, na Mokotowie rozstrzelano 600 Polaków na dziedzińcu Rakowieckiej.








Po wojnie bramy więzienia zamknęły się za nazistowskimi zbrodniarzami narodowości niemieckiej oraz uznanymi za nazistowskich zbrodniarzy Polakami. To, co działo się za tymi murami w latach 1945-53 bardzo dosadnie wyraził Major Pilecki. Przed śmiercią napisał "Porównując te dwa miejsca Auschwitz było igraszką..". Innym wielkim Polakiem, który został powieszony na Mokotowie w wyniku mordu sądowego, był generał Nil. Obok tablicy upamiętniającej ofiary, w tym roku powieszono także portret Generała.



Rakowiecka ciągnie się od Sankturarium i klasztoru Jezuitów, przez kilka przecznic (Łowicka, Fałata, Niepodległości, Sandomierska, Wiśniowa itd.) do ulicy Puławskiej. Całość: półtora kilometra, kilkadziesiąt kamienic. Na niemal każdej tablica. Mnóstwo strasznych ludzi, małe sklepiki, cukiernia.. Ale i bardzo charakterystyczne miejsca zrzeszające ludzi młodych i bynajmniej nie pragnących jeszcze odpocząć po upojnym życiu. SGH, Sztab Główny Wojsk Lądowych, urząd dzielnicy, banki. 



Kościół księży Jezuitów wojny nie przetrwał. Dzisiaj stoi tam coś, co ja nazywam.. nie mam określenia. Bardzo mało to coś przypomina kościół. Klasztor i Collegium Bobolanów nieopodal - to zupełnie co innego. Przepiękne miejsce. Bardzo lubię tam bywać na gościnnych wykładach wielu czcigodnych prelegentów.
Dlaczego nie można było odbudować kościoła w stylu podobnym do klasztoru? Bóg jeden i banda architektów AD PRL wie. Dlaczego kościół został zniszczony? Powstanie Warszawskie. 
Tablica upamiętniająca tragiczny mord na kapłanach: wisi na klasztorze. 



Powstanie Warszawskie prawdopodobnie byłoby na Rakowieckiej bardzo dobrze pamiętane, gdyby jej mieszkańcy sprzed wojny - żyli tam do dzisiaj. Poszukam ich. Ktoś musi.

25 maja 2012

GDAŃSKA - KRÓTKA ULICA DWÓCH DZIELNIC

Na ulicę Gdańską z centrum można dojechać tak: Całą masą środków komunikacji autobusowej, tramwajowej oraz podziemnej do Arkadii, a od Arkadii jeżdżącym co pół godziny, niedużym autobusikiem linii 205. Mało kto jeździ dwieście piątką, zazwyczaj ludzie korzystają z alternatywnych rozwiązań kursujących częściej, bardziej komfortowymi autobusami. 205 startuje z DH Arkadia, kończy na ulicy Gwiaździstej. Całość trasy: 17 minut. Trzy dzielnice.

Wczoraj pierwszy raz w życiu weszłam do tego maleńkiego busiku ciekawa gdzie wysiądę i co zobaczę po drodze. Przejechałam Plac Grunwaldzki, Plac Inwalidów, Plac Wilsona, a stamtąd trafiliśmy na Plac Jacka Kuronia na Marymoncie i w dół - ulicą Gdańską. Tam 205 minęła między innymi (dość charakterystyczne miejsce) kościół ojców Marianów i z Żoliborza wjechała administracyjnie na Bielany. A później krótko Klaudyny i ku Gwiaździstej. I koniec. Krótka trasa, a słuchając legend o Mlekomatach nawet się na Klaudyny troszeczkę rozglądałam. Mlekomatu nie znalazłam, za to bardzo chciałam w drodze powrotnej powrócić na odcinek Gdańskiej. Z Gwiaździstej powróciłam na wysokość Lektykarskiej i wysiadłam. Dalej poszłam pieszo. Było warto.

Ulica zaczyna się od Marymontu jadąc w dół. Ma łącznie 1 kilometr 300 metrów i na wysokości skrzyżowania z Hłaski przechodzi z Żoliborza w Bielany. Jest jakby żywcem wyjęta sprzed wojny. Zabudowania stare, a trasa nowa. Well.. nowa. Wyremontowana, nowoczesna i bardzo lekko się nią jedzie. Kamienice na Gdańskiej wyglądają jakby znalazły się w tych okolicach zupełnie przypadkowo, niemniej nie psują widoków. Część żoliborska wtapia się w ogólny widok dzielnicy. Część bielańska sprytnie się ukrywa na wzgórzu. Trasa położona jest mniej więcej o 5 metrów poniżej domów.

W czasie Wojny przy Gdańskiej 4a na skrzyżowaniu z Jana Ch. Paska Niemcy dokonali brutalnego mordu na dzieciach. To miejsce ubogie o kilkadziesiąt maleńkich istot zostało do dzisiaj nietknięte i nienaruszone. Wokół kamienicy chodzą starzy ludzie i naprawdę starzy ludzie. Obiecuję sobie, że kiedyś zacznę rozmowę. Chociaż wiem, że albo dzisiaj już nikt nie pamięta, albo nie chciałby na ten temat rozmawiać - zaryzykuję.



Dlaczego o Gdańskiej słyszy się tylko z okazji imprez w kościele ojców Marianów? Może dlatego, że niczego innego powszechnie odwiedzanego tam nie ma. Dlaczego tak mało się słyszy o ojcach Marianach? Do czasu skandalu z księdzem Bonieckim pewnie dlatego, dlaczego tak mało się słyszy o innych zakonach. Każdy parafianin doskonale zna plotki i wydarzenia kulturalne własnej parafii. Parafia na Gdańskiej jest mała.

Suma sumarum ta ulica, podobnie jak kilka innych, ostałych po Wojnie na Żoliborzu - jest cicha, uśpiona i tylko tacy jak ja i inni warszawscy blogaskowicze byliby zainteresowani odwiedzeniem tych kamienic. Chociaż to bardzo dobre miejsce, by nakręcić na niej kolejny odcinek Czasu Honoru albo inscenizacji Powstania. Nadaje się doskonale.



































24 maja 2012

INSTYTUT ANGLISTYKI UW

Instytut powstał w 1922 roku.  Kamienica w której się znajduje przy ulicy Nowy Świat 4 to najprawdopodobniej lata pomiędzy 1910-1915. Oczywiście była to kamienica mieszkalna, lokatorska o dość wysokim, jak na tamte lata standardzie. Wysokie, słoneczne mieszkania, cztery klatki schodowe w jednym skrzydle, cztery wysokie piętra, grube mury. Bajka.
Umiejscowienie w niej instytutu, miejsca użytkowego, naukowego i odwiedzanego przez setki studentów wydaje się bardzo dobrym pomysłem. Przynajmniej dla mnie. Ludzie mają kontakt z ostańcem, oryginalnym układem pomieszczeń, ostałą klatką schodową, balkonami, wielkimi oknami oraz... windą. Idealne miejsce nawet dla niepełnosprawnych :) Byłoby.. Gdyby nie fakt, że do windy trzeba dojść po schodach.
Nikt nie jest doskonały.

Wydział anglistyki trafił do kamienicy dopiero w 1991 roku. Wcześniej mieścił się kolejno w: W okresie powojennym Katedra Filologii Angielskiej mieściła się najpierw w jednym pokoju w Gmachu Porektorskim, potem w dwóch pokojach w Instytucie Archeologii, a następnie w czterech pokojach w gmachu Prawa. Przez kilka kolejnych lat Katedra znalazła siedzibę w budynku Wydziału Filozofii na rogu ul. Krakowskie Przedmieście i ul. Traugutta, a w 1967 roku przeniosła się do oficyny Pałacu Czetwertyńskich na terenie głównego kampusu UW (obecnie siedziba Szkoły Języków Obcych UW), gdzie pozostała do 1991 roku.
źródło: http://www.angli.uw.edu.pl

Obecnie władze instytutu szukają nowego miejsca dla studentów. Co stanie się z kamienicą przy Nowy Świat 4? Dla mnie wszystko jedno, pod warunkiem, że pozostanie taka jak teraz :)















































23 maja 2012

TOSKANIA W STOLICY

Przed wojną to mieliśmy architektów z fantazją. Kontynuacja wycieczki po Starym Żoliborzu. Ulice Czarnieckiego, Wojska Polskiego oraz Śmiała. Wszystko w całości dożyło dzisiejszych czasów. Przetrwało wojnę i nikt się jakoś specjalnie tym nie interesuje. A szkoda, bo człowiek ma wrażenie, jakby był w innym kraju. A już na pewno w innym mieście. Jak już mówiłam: Warszawa łączy w sobie tyle stylów i epok, że nic tylko podziwiać :)







21 maja 2012

NA OFICERSKIM

Na początku pragnę przeprosić każdego, kto zaglądał tu przez te 5 miesięcy i nie widział nowych wpisów. Kłopoty ze zdrowiem sprawiły, że wiele rzeczy musiały zejść na drugi plan. Obecnie wracam do zwiedzania tej magicznej, ukrytej Warszawy, która żyje wśród nowoczesnych dzielnic i wielkich osiedli. Eleganckich wieżowców i modnych apartamentowców. Wczorajszy wieczorny spacer po Żoliborzu zakończył się na Oficerskim czyli osiedlu wpisanym do UNESCO (coś pięknego).

A historia tego magicznego osiedla wygląda tak: Dawno, dawno temu, w roku pańskim 1922, na terenach wojskowej spółdzielni mieszkaniowej wzniesiono budynki nawiązujące stylem architektonicznym do barokowych dworków szlacheckich. Jednym z architektów projektujących to miejsce był wykładowca Politechniki Warszawskiej, którego dzieła można podziwiać w wielu miejscach stolicy. Kazimierz Tołłoczko zaprojektował również domy profesorskie na Nowym Mieście, Osiedle Dziennikarskie, sąsiadujące z Oficerskim, oraz część placu Piłsudskiego. W tych miejscach również daje się odczuć staropolską, fachową, solidną rękę architektoniczną.

Żoliborz niewiele ponad 6 lat wcześniej (a konkretnie w 1916 roku) został administracyjnie przyłączony do granic Warszawy. Wówczas istniały tam tylko dwie szosy łączące tereny Żoliborza ze stolicą: ulia Mikołajewska (obecnie Marymoncka) i Zakroczymska. Łączyły się one z Włościańską (istnieje do dzisiaj), która znajdowała się na rogatkach. Jedna z moich ciotecznych babć, która przyszła na świat w 1914 roku, urodziła się w Warszawie uboższej o Żoliborz. Pokazuje to jak na dłoni, jakie to było niewielkie miasto na krótko po wybuchu I wojny światowej. Dzisiaj ta dzielnica kojarzy się z określeniem "stara". I rzeczywiście jest stara. Biorąc pod uwagę, że ja sama - obecnie dwudziestopięcioletnia - pamiętam jak na dojrzałym dzisiaj Bemowie - pasły się krowy. Ale wróćmy do historii Żoliborza.

Pomiędzy 1920 a 1930 wybudowano kilkadziesiąt willi, które pomimo wspólnego wzoru, różniły się od siebie stylem i każda była unikatowa. Właśnie dlatego chętnych do zamieszkania na Oficerskim było ponad 400 rodzin wojskowych. Wśród nich sam Marszałek Piłsudski. W 1930 roku powstały pierwsze mieszkalne zabudowania na Placu Inwalidów, gimnazjum dla dziewcząt (które dzisiaj robi za kamienicę mieszkalną z dwiema restauracjami: Żywiciel oraz Dziki Ryż) oraz - wraz z rosnącym zainteresowaniem - bloki przy Felińskiego i Generała Zajączka. W dawnym gimnazjum mieszkają moi przyjaciele. To niesamowite, kiedy wędruje się po korytarzu. Mieszkania są umiejscowione w dawnych klasach. Ma się wrażenie, jakby to nadal była szkoła. Magiczny budynek.

Zabudowania mieszkalne z Generała Zajączka i Felińskiego nie nawiązywały stylem do willi z Czarnieckiego i Fortecznej (wpisanych do rejestru zabytków), były nieco uboższe, a część z nich nie przetrwała bombardowań. Pragnę nadmienić, że Żoliborz, jako jedna z niewielu dzielnic oprócz Starej Pragi i tak została najmniej doświadczona przez działania wojenne na terenie stolicy. Idąc ze wiaduktu nad Dworcem Gdańskim, trakcją tramwajową linii 6 i 15 można podziwiać te osiedla. Czerwona cegła, klasyczne czynszówki. Ja osobiście odczuwam największy sentyment dla tych budynków. Nie mieszkają w nich prominenci i w odróżnieniu od kamienic w ścisłym centrum oraz apartamentowców na Wilanowie - nie są Zatoką Czerwonych Świń.

Tak nawiasem mówiąc, to niebawem odwiedzę kamienice, w których można spotkać starszych panów z małymi pieskami. Zamożnych emerytów, którzy pod koniec lat 40stych i na początku lat 50tych dzielnie pracowali na swoje obecnie godziwe emerytury.





   
Idąc z Placu Grunwaldzkiego w kierunku Placu Inwalidów (aleją Wojska Polskiego) mijamy pozostałości dawnych czasów.  Najbardziej charakterystyczny na tym odcinku jest magiel oraz tablica upamiętniająca Majora Witolda Pileckiego.  Ja znalazłam tam również coś rozczulającego, świadczącego o tym, jak mieszkańcy Żoliborza traktują zwierzęta. Otwarte piwnice dla kotów i wystawione jedzenie. Takich okienek dopasowanych do kotów jest na terenie Starego Żoliborza jest mnóstwo. Szczurów nie ma. Logiczne.


    Na ulicy Czarnieckiego znajduje się również zespół szkół ostrzelany w czasie Wojny. Nikt nie ośmielił się ruszyć fasady tego budynku do roku 1973, a później nie można było tego zrobić ze względu na zabytkową naturę tego miejsca. Szkoła na Czarnieckiego jest niesamowitym, namacalnym przykładem działań wojennych stolicy. Takich miejsc jest wiele, niemniej Czarnieckiego oraz willa na Tynieckiej (Mokotów) posiada najbardziej widoczne ślady ostrzeliwań.


Jeśli znacie miejsca, w których takich śladów na murze jest więcej, to bardzo proszę podzielić się adresami. 












    Aleja Wojska Polskiego
















     Ulica Forteczna

Wycieczka po Żoliborzu Oficerskim była krótka i ograniczyła się do pieszej wędrówki od Placu Grunwaldzkiego, przez Plac Inwalidów do Placu Słonecznego. Kiedy tylko będzie na to czas - odwiedzę więcej miejsc i ulic tego osiedla. Naprawdę jest tego warte. Tam wykształciła się spółdzielczość, współpraca mieszkańców oraz poczucie prawdziwej wspólnoty. Jeśli ktoś chciałby podziwiać urok tego nieco uśpionego w dzisiejszych  czasach osiedla - z okresu jego największej świetności - polecić mogę album Tomasza Pawłowskiego: "Przedwojenny Żoliborz. Najpiękniejsze Fotografie."